TK/SQ5RK ...... a było tak

Tekst i zdjęcia:  Romek  SQ5RK


A wszystko z nudów przecież. Bo niby dlaczego nie wziąć udziału w polskich zawodach jako stacja zagraniczna? Pierwszy pomysł to OH0, byłem tam już, znam teren, właściciela campingu. Żona powiada że zimno tam ani chybi, toć to północ przecież. Zatem ponowna wędrówka palcem po mapie w poszukiwaniu w miarę atrakcyjnego prefiksu. Korsyka. Pytam żony jakie jest nasze stanowisko w tej kwestii. Jest pozytywne, jedziemy. Logistyką zajmę się ja. Zawody zaczynają się w sobotę więc najpóźniej musimy być na wyspie w piątek. Kupuję bilet na prom przez Internet, klamka zapadła.

Wyciągam z piwnicy resztki połamanej przez wiatr anteny wg VK2ABQ. W sklepie ogrodniczym kupuję tyczki bambusowe, sporo ich kupuję tak na wszelki wypadek. W przeddzień wyjazdu gromadzę niezbędne rzeczy w jednym miejscu. Oczom moim ukazuje się naprawdę spora sterta a wszystko jest potrzebne. Po zapakowaniu do bagażnika sporego kombi niewiele zostaje miejsca na nasze torby.

Środa szósta rano wyjazd i po dwunastu godzinach zatrzymujemy się na nocleg w pobliżu włoskiej granicy. Ta "większa" połowa za nami więc wysypiamy się i wyruszamy o siódmej. Jeszcze obiad u starego znajomego Renzo IK4QJM w okolicach Bolonii i wczesnym wieczorem jesteśmy w Livorno skąd następnego dnia o dziesiątej wypływamy na Korsykę. Cała podróż przebiegła bez żadnych niespodzianek i o trzynastej zjeżdżamy na wyspę Napoleona. Kierujemy się na przetestowany kilka lat wcześniej także pod względem radiowym camping położony niedaleko wsi Figaretto. Formalności nie ma gdyż Pani Monika oczekiwała nas i pamięta że poprzednio też stawiałem antenę. Ani wcześniej ani teraz na jej twarzy nie pojawia się cień grymasu czy niezadowolenia na pytanie o postawienie anten.

Jest czwartek 23 kwietnia. Prom dobił do Korsyki o 13.00, godzinę potem jesteśmy wraz z żoną na miejscu. Zawody za 24 godziny, a wszystko musi zadziałać. Czas start. Ten sam czas pokaże, czy wszystko co potrzebne i niezbędne mam ze sobą.

Niniejszym przedstawiam anteny oraz maszt. Tylko niepoprawny entuzjasta jest skłonny uwierzyć, że to będzie działać, i można startować w zawodach. Bambusowe tyczki, rurki pcv, drut, sznurek nylonowy, mocny plaster. Eeee, to lipa raczej, nie zadziała.

Wszystko, co związane z antenami ląduje na trawniku, zaczyna się mozolny montaż. Konstrukcja musi wytrzymać przynajmniej do niedzielnego popołudnia. Anteny: VK2ABQ na 20, 15, 10, zasilane z jednego baluna, oraz dipole 40, 80, zasilane z drugiego baluna. Maszt wysoki na sześć metrów bez anteny prezentuje się naprawdę nieźle.

Sznurek, plaster......

Powinno wytrzymać

Wszystko runęło na ziemię, a ja ku swemu przerażeniu usłyszałem trzask łamiących się kolejnych bambusów. Zamknąłem oczy. Taki prozaiczny koniec? Chwila ciszy i czas na oszacowanie strat. Złamany w połowie maszt trzeba skrócić do czterech metrów, nie ma tragedii. Gorzej się ma sytuacja z anteną, połamało się w drobiazgi jedno ramię krzyżaka.


Reanimacja jej zajmuje godzinę. Sprawdzam, czy dana antena ma takie coś jak rezonanse. Okazuje się, że ma i to nawet tam gdzie mieć powinna, to dobra wiadomość. Jest coś koło kwadransa po siedemnastej, może zatem próba łączności?

Wreszcie jest.

Z jednej strony jest przywiązany sznurek wraz ze śledziem - to mój rotor.

Dipole na 40 i 80 m wieszałem już po zmroku.


Pierwszym, który powiedział mi dzień dobry był Bogdan SP3IQ. Półtorej godziny później na moje cq rtty, pierwszy odpowiada BX4AF. W czasie, gdy tak dobrze się próbowało, nastał zmrok. A dipole na 40 i 80 niepowieszone. Co było robić, latarka i do roboty. Tu już było gorzej z rezonansami, 40 metrów od biedy, ale 80 to tragedia. Zostawiam to na rano. Wstaję wraz ze słońcem, co zostaje uwiecznione na zdjęciach (słońce oczywiście), i rozpoczynam poszukiwanie utraconych rezonansów.

Odnajdują się dość niechętnie, więc w ramach retorsji, zostają potraktowane mocą 500 watów. Po tej operacji balun, na którym to widnieje dumny napis 1kW, nadaje się jedynie do stosowania w nowej konkurencji krótkofalarskiej: rzut balunem na odległość. Po ekwilibrystycznej wspinaczce na szczyt masztu, następuje korzystna dla całokształtu operacja pozbycia się baluna z linii zasilającej dwa dipole. Jeszcze korekta długości owych, i można powiedzieć, że jestem gotowy do zawodów.

Na zdjęciu :

FT 1000 MP,
dobry laptop, SB 220 Heathkit - 300 W rtty i ciut więcej ssb i cw,
reflektometr Diamond,
filtr sieciowy do radia,
filtr MFJ ale już poza kadrem.

Zaczynam na 15 metrów wołając cq. Pierwszy odpowiada Marek SP4TXI, po nim pojawiają się kolejne stacje z SP, RA, UA9, JA, W. Po pierwszej godzinie mam 50 łączności, ach gdyby taka średnia utrzymała się do końca. Potem 20 metrów, całkiem nieźle idzie, momentami ekscytujący pile-up. Sporadyczne kontrole pasma 10 metrów owocują tylko siedmioma łącznościami, niestety żadnej z SP. A już miałem nadzieję, gdy zgłosiła się stacja z DL. Pięknie było na 40 metrach, wszystkie kontynenty, i nie brakowało takich atrakcyjnych znaków jak: VK, ZL, W, JA, PY, YV, VE, LU, że nie wspomnę o wszystkich województwach SP. Budujące jest, jak wiele polskich stacji spotkałem w nocy na pasmach. To było bardzo miłe uczucie, nie czułem się taki samotny. Niestety zmęczenie podróżą daje się we znaki i o 02:36z padam po qso z ZL2AMI na 20m. Upadek trwa około dwóch godzin, a podniesienie nie jest łatwe. Na poprawę samopoczucia wpływa głośne hello od tego samego ZL2AMI tym razem na 40 metrach. Po niezliczonej ilości kaw nadchodzi wreszcie 12:00z.

Mój log zamyka K5FR z numerem 652. Walka zakończyła się dużym sukcesem. Okazało się, że pomimo wakacyjnych anten, akcji trochę na "wariackich papierach", naprawdę można. Jedynie trzeba w to uwierzyć. Ku ogólnemu zaskoczeniu, osiągnięty wynik nie jest sprawą najistotniejszą.

Na tym zdjęciu można wypatrzyć jeszcze dipole na 40 i 80 metrów. One dyndały zaledwie 3-3,5 metra nad ziemią.

Kolejne dni to przede wszystkim podróżowanie po wyspie i zabawa w radio późnym wieczorem. Sporo łączności na 80 metrów ze stacjami polskimi, głównie ssb, ale też digi i cw. Przez następne dwie noce czuję się niemal jak niewiasta, gdy co drugi Amerykanin mówi mi, że jestem jego pierwszym... Moja żona mówi, że w moim wieku, przy dorosłych dzieciach, nie jest istotne czy ma się "branie" u pań czy u panów, ważnym jest, że się ma! Wyjazd zaowocował blisko dwoma tysiącami łączności, z czego blisko 30% to łączności ze stacjami polskimi.

Korsyka jest wyspą piękną i łatwo dostępną. Polecam kupić mapę samochodową Michelin'a, taką 1:150000, wybrać najbardziej kręte górskie drogi, sprawdzić stan hamulców i jechać. Widoki nierzadko zapierają dech w piersiach, tak pięknem, jak i grozą. Skaliste szczyty sięgające 2700 m.n.p.m, konkurują z lazurem morza i malowniczymi zatokami. Poza sezonem znalezienie otwartej restauracji graniczy z cudem, tak jak cudem jest znalezienie anglojęzycznego Francuza. Korsyka jest miejscem wartym grzechu, no i można mieć tu swoje pięć minut, a coś takiego dla nas, nieuleczalnie chorych na radio, jest przeżyciem nie do pogardzenia. Polecam !

PODZIĘKOWANIA

- dla mojej żony za cierpliwość i nieocenioną pomoc
- dla doktora Mirka Wróbla za wspaniały komputer
- dla Adama SP5ANJ i Darka SP2AHM za kable koncentryczne
- dla Bogdana SP3IQ za wsparcie merytoryczne
- dla tych co trzymali za mnie kciuki
- dla wszystkich, którzy przyczynili się do tak dobrego wyniku podczas SP DX RTTY 2004


vy 73 de Romek SQ5RK

e-mail:  Romek SQ5RK
http://www.qsl.net/sq5rk/



9-05-2004    SP3DWQ